Czy katolicyzm w Europie przetrwa? [ANALIZA]
Bazylika Niepokalanego Poczęcia w Waszyngtonie. Fot. Wikipedia
Nad pytaniem postawionym w tytule zastanawia się na łamach PCh24.pl publicysta Paweł Chmielewski. Diagnozując stan naszej religii i publicznego jej wyznawania na starym kontynencie dochodzi do smutnych wniosków.
Inne z kategorii
Wiara z rozumem. Zawsze razem, nigdy oddzielnie [WYWIAD, WIDEO]
Będąc polską lekarką... na misjach [WIDEO]
„Niemal zupełnie nie ma już biskupów, którzy wyznawaliby wiarę katolicką w sposób naprawdę otwarty, bez obaw o konfrontację ze światem liberalnym. Może zdarzy się tu i ówdzie jakiś bardziej wymowny hierarcha, ale zasadniczo opcja ugody z porządkiem świeckim jest wyraźnie dominująca. Biskupi nie są żadnym wyjątkiem, bo tak samo jest wśród ludzi świeckich: próżno szukać w Europie dużych i prężnych grup katolików gotowych do walki o swoją wiarę i cywilizację”
— czytamy w artykule Ameryka na ratunek Europie. Czy stamtąd przyjdzie pomoc dla Kościoła w Polsce i UE?.
Pisząc o tym Chmielewski wskazuje, że rozkład ten najlepiej jest widoczny w postawie wobec rozpowszechnionych profanacji, których zresztą przykład dały igrzyska w Paryżu. Protesty wobec takiego obrażania świętości są na tyle niemrawe, że ich autorzy nic sobie z nich nie robią.
„To kompletne zobojętnienie ma ogromne znaczenie dla polityki — czytamy dalej w tekście tego dziennikarza. — W najważniejszych krajach europejskich nie ma już żadnej naprawdę dużej formacji politycznej, która w sposób jasny i konsekwentny odwoływałaby się do katolicyzmu. Polska ponownie wydaje się być tu wyjątkiem, ale niech to nas nie pociesza – wyjątek to za mało, potrzeba normy, a norma jest inna. Polityczna obrona tożsamości Europy zaczyna dokonywać się obok Kościoła albo nawet w opozycji do niego, co potwierdza rozwój ideowy takich formacji jak Zjednoczenie Narodowe we Francji albo Alternatywa dla Niemiec za Odrą. Trudno się dziwić: bo czym jest dziś europejska myśl teologiczna? Gdy weźmie się do ręki teksty współczesnych autorów z naszego kontynentu można się tylko załamać. Jedyne, o czym myślą, to swobodny seks i przyjmowanie migrantów. Trudno na tym zbudować prawicową politykę”.
Czy więc mamy do czynienia z końcem katolicyzmu na Zachodzie? Chmielewski pewną nadzieję dostrzega w Ameryce.
„Według najnowszych badań ponad 80 proc. młodych amerykańskich księży uważa się za konserwatystów. To konserwatywne katolickie rodziny są wielodzietne. To konserwatyści interesują się teologią. To oni budują duże ośrodki intelektualne, w USA najczęściej tomistyczne. Młodzi amerykańscy katolicy są w Kościele, bo są do tego po prostu przekonani: naprawdę chcą być katolikami, to nadaje ich życiu sens. Taki wydaje się być J. D. Vance. Niespełna 40-letni polityk, który kilka lat temu zdecydował się na przyjęcie chrztu w Kościele katolickim – choć nie jest to przecież nic, co mogłoby zapewnić mu polityczne benefity. Nawrócił się najwyraźniej naprawdę dlatego, że uwierzył w prawdziwość Kościoła katolickiego. (...) Młody amerykański katolicyzm ma oblicze co najmniej konserwatywne, a często także po prostu tradycjonalistyczne. W żadnym innym kraju tak dużą popularnością nie cieszy się tradycyjna msza święta, nigdzie nie publikuje się tyle tradycyjnie teologicznych dzieł. Amerykańscy politycy muszą się z tym liczyć. Widzą zresztą, że amerykański katolicyzm jest żywotnym zjawiskiem intelektualnym i ma konkretną ofertę społeczną, z której można skorzystać i się nią inspirować”.
Chmielewski odnosi się także do podnoszonej często tezy, że przyszłością Kościoła jest Afryka. Odnosi się do niej jednak sceptycznie. Mimo potencjału demograficznego i ogromnej liczby ludności katolicyzm tam jeszcze nie rozwinął się intelektualnie. Być może to kiedyś nastąpi, ale zanim nastąpi, dla Zachodu może być już za późno — konkluduje Paweł Chmielewski na łamach PCh24.pl