Jeszcze o „in vitro” [FELIETON]
fot. Pixabay
Może budzić pewne zdziwienie fakt, że politycy znani skądinąd z umiarkowanie konserwatywnych i generalnie prochrześcijańskich poglądów, często skłaniają się ku poparciu ustawowych rozwiązań nie tylko umożliwiających, ale aktywnie promujących zapłodnienie pozaustrojowe.
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
Nie analizowałem szczegółowo badań socjologicznych, ale również spora część społeczeństwa zdaje się nie widzieć sprzeczności między wyznaniem wiary katolickiej a poczęciem swego dziecka w sposób sztuczny, gdyby zaszła taka potrzeba.
Pomijam fakt, że politycy liberalni uciekają się tu do nieuczciwego chwytu retorycznego, domyślnie przenosząc negatywną ocenę etyczną samego procederu sztucznego zapłodnienia na dziecko w ten sposób poczęte, a następnie zarzucając obrońcom naturalnego sposobu płodzenia potomstwa, że niby stygmatyzują „dzieci z in vitro”. Ja takich rzeczywistych stygmatyzacji po stronie konserwatywnej nie zauważyłem. Nawet u prof. Roszkowskiego w słynnym hejtowanym akapicie takiej stygmatyzacji nie było. Była ocena procesu i pytania o jego konsekwencje w stosunku do tego dziecka. Ciekawe jak podejdzie do tego sąd, moim zdaniem będzie to jeden z bardziej interesujących procesów w ostatnim czasie.
Ale tymczasem Wysoki Sejm RP postanawia jako pierwszy merytoryczny projekt w tej kadencji rozpatrzyć obywatelski projekt o finansowaniu in vitro. I dlatego debata rozpoczyna się na nowo na różnych płaszczyznach.
Jest to debata niezwykle trudna. Jeśli weźmiemy do ręki instrukcję Kongregacji Nauki Wiary „Donum vitae”, o szacunku dla rodzącego się życia i o godności jego przekazywania, to znajdziemy tam dość długi, precyzyjny, radykalny wywód argumentujący dlaczego zapłodnienie pozaustrojowe człowienia nie jest i nie będzie nigdy godziwe. Jak podkreśla sama instrukcja, są to argumenty nie wynikające z jakiegoś nierozumnego nakazu religijnego w stylu „bo tak”, lecz przeciwnie, opierające się o założenie wielkiej godności osobowej człowieka, która powinna być zrozumiała również dla niewierzących.
Ale nie jest zrozumiała i to właśnie jest największym powodem do zmartwienia. Nie jest zrozumiała, ponieważ cała współczesna edukacja, cały proces kształcenia, cała kultura, porzuciła tę prawdę, a jeśli zachowała z niej jakieś resztki, są one niespójne i niezrozumiałe. Chesterton kiedyś pisał że „współczesny świat jest pełen dawnych chrześcijańskich cnót, które nagle oszalały. Oszalały dlatego, że zostały odseparowane od siebie i błąkają się po świecie samotnie”. Podobnie jest z fundamentalnymi prawdami, które kiedyś nazywano dogmatami (ten sam Chesterton stwierdził kiedyś genialnie, że dogmat, to prawda oczywista, która została przed kogoś zakwestionowana i dlatego musi być broniona).
Żeby odzyskać rozumienie godności człowieka musimy najpierw odzyskać rozumienie całego świata, jego istnienia i jego celu. Jednym słowem musimy odzyskać filozofię. Na nowo nauczyć się odróżniać naturę od przyrody i z pokorą przyjąć (co kiedyś zakwestionowano), że byty mają nie tylko przyczynę ale i cel. A kiedy już zaczniemy to rozumieć, (uwaga, dopiero teraz wchodzimy na płaszczyznę religijną) trzeba na nowo zastanowić się co to znaczy, że człowiek został stworzony, odkupiony i że ma być zbawiony, czyli że jest powołany do oglądania Boga i dlatego tylko Bóg, który go do życia powołał, może być panem jego życia i śmierci.
Dopiero wtedy, gdy na nowo zrozumiemy jak wielki jest cud poczęcia i narodzin, jak wielki jest dramat i majestat śmierci, dopiero wtedy zrozumiemy, dlaczego nie wolno nam się godzić na in vitro.
Ale dopóki tego nie rozumiemy, a uważamy, że mamy prawo się tym posługiwać, jesteśmy jak dzieci, które założyły opaski na oczy i zaczęły się bawić prawdziwą, śmiercionośną bronią.
Maksymilian Powęski