Felieton Dzisiaj 16:05 | Redaktor
Kościół jak plac zabaw: Gdzie gubi się istota wiary?

Grafika ilustracyjna (AI)

Msze święte z udziałem dzieci są codziennością w wielu parafiach. Niestety często towarzyszy im spłycanie liturgii.

Infantylizacja liturgii

Msze święte z udziałem dzieci są codziennością w wielu parafiach. Niestety często towarzyszy im spłycanie liturgii. Po pierwsze, infantylizacja przekazu. Ksiądz w tzw. kazaniu dialogowanym zasypuje dzieci pytaniami, licząc, że maluchy same wyłożą Ewangelię lub prawdy wiary. W praktyce taki „quiz” kończy się kilkoma przypadkowymi odpowiedziami i wesołym zamieszaniem, z którego trudno wyciągnąć sensowne wnioski. Nawet gdy padnie „właściwa” odpowiedź  (wyuczona na katechezie), kapłan puentuje ją kilkoma banalnymi zdaniami – i całe kazanie zamienia się w luźną pogadankę, z której niewiele wynika. Liturgia zaczyna przypominać teatrzyk: zamiast skupienia mamy śmiechy, anegdotki i religijną „kaszkę z mleczkiem” podaną tak, by nikt się nie nudził.

Popkultura przy ołtarzu

Drugim zjawiskiem jest przemycanie do liturgii elementów popkultury. Zwłaszcza na Mszach z dziećmi słyszy się piosenki o skocznej, łatwej melodii, często w takt klaskania. Pod pozorem aktywizacji dzieci tworzy się „scholki” z gitarkami. Niektóre parafie urządzają podczas Mszy inscenizacje – pojawiają się rekwizyty, scenki, żarty rodem z kreskówek. Bywa, że w trakcie kazania kapłan staje się konferansjerem: zagaduje dzieci slangiem i żartem, byle zdobyć ich uwagę. W efekcie powaga ustępuje: pieśni liturgiczne zmieniają się w wesołe piosenki, a tradycyjne gesty – w popisy rodem z festynu. Taka atrakcja zajmie małych uczestników na chwilę, ale czy Eucharystia powinna konkurować z kreskówką lub koncertem?

Brak przejścia do dojrzałej wiary

Można by krytykować ten stan rzeczy z pozycji godności samej liturgii, której to po prostu nie przystoi, nie przystoi spledorowi dworu Króla, którym ma być przeżywanie świętych Misteriów. Ale tu chcę zająć się tym z innej nieco pozycji. Mamy tydzień wychowania. Kościół przez całe wieki podkreślał, że liturgia ma wymiar wychowawczy. W tym aspekcie najpoważniejszym moim zdaniem problemem takiej „udziecinnionej” liturgii jest fakt, że uczy dzieci traktować wiarę jak zabawę. Można by liczyć, że z wiekiem młody człowiek sam odkryje głębię Mszy – ale bez wsparcia i przykładu mało kto to potrafi. Dziecko, które od małego znało Mszę tylko jako wesołą zabawę przy ołtarzu, szybko utożsamia religię z dzieciństwem. W wieku dorastania naturalnie odcinamy się od tego, co dziecinne – więc jeśli wiara kojarzy się z infantylną "animacją", nastolatek porzuci ją razem z zabawkami. Mechanizm jest prosty: młodzież szuka autentyzmu i powagi. Gdy liturgia przez lata jawiła się jako banalna i powierzchowna, dorosły nie widzi już dla niej miejsca w swoim życiu. Nie zaznał liturgii jako misterium ani duchowej głębi – karmiono go przecież wyłącznie religijną papką.

Od wieków Kościół powtarza, że to człowiek dorasta do liturgii, a nie liturgia zniża się do poziomu dziecka. Małe dziecko nie pojmie wszystkiego – ale czy dlatego mamy sprowadzać tajemnicę wiary do rymowanek i skeczów? Przecież rodzice nie tłumaczą małemu dziecku, jak działa prąd: mówią po prostu "nie dotykaj, bo będzie kuku" i dają przykład ostrożności. Maluch uczy się przez naśladownictwo i zaufanie. Podobnie w kościele: dziecko chłonie atmosferę modlitwy, widząc klękających rodziców i słysząc poważny ton kapłana. Choć nie rozumie wszystkiego, czuje, że dzieje się tu coś ważnego – i stopniowo dorośnie do głębszego zrozumienia. Ale jeśli od początku serwuje mu się religijny show, to pozostanie na poziomie zabawy.

Nic dziwnego, że młodzi odchodzą z Kościoła, skoro nikt nie pomógł im wejść na wyższy poziom duchowej dojrzałości. Bunt nastolatka przeciw "Mszy dla przedszkolaków" nie musi oznaczać odrzucenia Boga – to raczej sprzeciw wobec formy, która uraża jego ambicje dorosłości. Niestety, nikt nie pokazał mu innej drogi. Św. Paweł napominał: "Kiedy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, myślałem jak dziecko, rozumowałem jak dziecko; gdy zaś stałem się mężczyzną, wyzbyłem się tego, co dziecięce". Trzeba uważać, by dojrzewając nie odrzucić przy tym samej wiary. Jeśli od początku pokażemy liturgię nie jako dziecinną igraszkę, lecz jako Bożą tajemnicę, młody człowiek w miarę dorastania odkryje jej piękno. Naszym zadaniem, jako rodziców i duszpasterzy, jest towarzyszyć mu mądrze w drodze od dziecięcego zachwytu do dojrzałej czci. Wtedy Kościół przestanie kojarzyć się z piaskownicą i stanie się miejscem, gdzie naprawdę się dorasta – w wierze i człowieczeństwie.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor