Wydarzenia 19 Jul 2016 | Redaktor
ŚDM wczoraj i dziś: wywiad z koordynatorami

Na co dzień – dyrektor i prefekt Szkoły Pomnika Jana Pawła II w Bydgoszczy. Odpowiedzialni także za koordynację ŚDM w diecezji bydgoskiej. O tym, jak przydało się doświadczenie Rzymu, Sydney, Madrytu i Częstochowy i jak powinno wyglądać duszpasterstwo młodzieży z ks. Waldemarem Różyckim i ks. Dariuszem Białkowskim rozmawiała Karolina Zawiślak.

Karolina Zawiślak: Księża uczestniczyliście w wielu Światowych Dniach Młodzieży. Co daje więcej satysfakcji – udział czy współorganizowanie?

Waldermar Różycki: To jest na pewno zupełnie inna perspektywa. Cieszymy się, że mogliśmy najpierw być uczestnikami, bo dzięki temu zdobyliśmy doświadczenie samego pobytu na ŚDM, którym możemy się dzielić w zakresie koordynowania wydarzeń w diecezji i nie tylko.

KZ: W jaki sposób pomagało to w pracy koordynatora?

Dariusz Białkowski: Na przykład wczoraj konsultował się ze mną pewien ksiądz, który nigdy dotąd nie był na ŚDM. Pytał, na co ma zwrócić uwagę młodzieży na spotkaniu informacyjnym przed wyjazdem. Podpowiadałem, między innymi jak się przygotować na wieczorne czuwanie. Z kolei parafiom pomagaliśmy przygotować plan pobytu gości zagranicznych. Radziliśmy, by zamiast zajmowania im każdej minuty pozostawić nieco czasu na swobodne spędzanie czasu w goszczących rodzinach i integrację. Wiemy, że to się najlepiej sprawdza. Te doświadczenia z poprzednich wyjazdów pozwalają też zwrócić uwagę na specyfikę naszego kraju. Jest ona zupełnie inna niż na przykład Brazylii. To państwo, gdzie bywa naprawdę niebezpiecznie. Jeśli ktoś mówi w taki sposób o Polsce to znaczy, że nie miał do czynienia z miejscami, gdzie niebezpieczeństwo jest realne.

Z kolei u nas problemem jest pogoda. Według kalendarza mamy lato, ale w ostatnich dniach sami widzimy, jak to wygląda. W Madrycie latem było… lato. W Polsce trzeba być przygotowanym na każdą pogodę, zwłaszcza, kiedy młodzież wyruszy na Brzegi w sobotę, by powrócić dopiero w niedzielę po południu. Trzeba też wiedzieć, czego nie zabierać, tak żeby sprawnie przejść przez bramki

KZ: Jak układała się współpraca z Komitetem Organizacyjnym w Krakowie i z przedstawicielami Bydgoszczy i regionu?

WR: Ta współpraca układa się naprawdę bardzo dobrze. Jest duża otwartość urzędów i instytucji oraz ogromna życzliwość pana wojewody, pana marszałka i pana prezydenta Bydgoszczy. Powołano też specjalne ciała do realizacji celów związanych z ŚDM. Różne podmioty i instytucje zapewniły też wsparcie materialne imprez związanych ze spotkaniem.

KZ: Czy zostali księża adoptowani?

WR: Tak, akcja „Adoptuj księdza” w naszej diecezji wystartowała wraz z rozpoczęciem przygotowań, czyli tuż po Rio. Nie wiemy, kto dokładnie nas adoptował, ale cieszy świadomość, że jesteśmy otoczeni modlitwą osób, które wypraszały dla nas i dla wszystkich kapłanów diecezji łaski potrzebne do organizowania wydarzeń związanych z ŚDM.

KZ: Na ŚDM spotyka się nie tylko młodzież, ale też księża z całego świata. Jest wiele okazji do rozmów a także wspólne celebrowanie Eucharystii. Czy dominują tu różnice kulturowe czy wspólnota?

DB: Na wspólnej Mszy z papieżem nie ma miejsca na odrębności, bo organizacją całości zajmuje się kraj gospodarzy. Największą okazję na dostrzeżenie różnic jest uczestnictwo w katechezach, Mszach w parafiach i małych grupach. Tam często można zaobserwować, że inaczej wyglądają na przykład komentarze, ofiarowanie, oprawa muzyczna czy modlitwa powszechna.

WR: Moje pierwsze doświadczenie takiej wielkiej, międzynarodowej grupy księży to był Rzym w 2000 roku. Ogromny szok, cała rzesza kapłanów mówiących w przeróżnych językach. Są oczywiście pewne różnice, ale jest przede wszystkim coś, co nas łączy. Nie chodzi tu tylko o sakrament święceń. Trudno to określić słowami, ale zapewniam, że ksiądz księdza wszędzie rozpozna. Zwłaszcza dotyczy to duchownych zaangażowanych w duszpasterstwo młodzieży. Mają oni pewien charakterystyczny rys, który uwidacznia się w ich posłudze. Często w rozmowach dochodzimy do podobnych problemów związanych z naszą działalnością. Są to bardzo ciekawe i inspirujące spotkania.

DB: Tak, to są zawsze znajomości, które owocują. Okazuje się, że borykamy się na co dzień z podobnymi problemami, przekonani, że dotyczą one wyłącznie nas samych. Na ŚDM jest okazja żeby podyskutować o możliwościach, sposobach, które gdzieś się sprawdziły. Potem, już po powrocie, można wypróbować podsunięte rozwiązania i nieraz coś się zaczyna zmieniać.

KZ: ŚDM to bardzo duże, spektakularne przedsięwzięcie, ale zdarza się raz na kilka lat. A co Kościół ma do zaoferowania młodzieży pomiędzy wielkimi spotkaniami?

DB: To jest to, czego w Polsce jeszcze się nie udało wypracować. Kiedy jest jakaś akcja, wszyscy się mobilizują a później odpuszczamy. A zamysłem św. Jana Pawła II była stała formacja. Jej zwieńczeniem raz na jakiś czas powinno być spotkanie, na którym możemy wspólnie się cieszyć i zobaczyć, ile nas jest. Dzięki ŚDM w Krakowie pojawiła się szansa wprowadzenia tej wizji w życie. Nasza diecezja jest tego bardzo dobrym przykładem.

Z jednej strony, mamy pewne poczucie porażki, bo liczyliśmy nawet na ponad 3000 pielgrzymów zza granicy a ostatecznie odwiedzi nas około 400 osób, w tym na same Dni w Diecezji tylko 30. Z drugiej strony, ja widzę tu pewien sukces. Duszpasterze z naszej diecezji podkreślają, że w wielu parafiach w związku z przygotowaniami, powstały grupy młodzieżowe. Dotąd wydawało się, że w danej wspólnocie nie ma młodzieży. Okazało się, że jest i ma swoje pomysły, jest zaangażowana, organizuje czuwania czy wyjazdy. Te grupy są zalążkiem, z którym można dalej działać. To są pierwsze owoce, za które powinniśmy dziękować.

Jestem pewien, że po ŚDM będzie to jeszcze bardziej widoczne. Przecież ci, którzy pojadą do Krakowa i doświadczą tego niezwykłego spotkania, po powrocie będą szukać w parafiach miejsca by pielęgnować ziarenko rzucone przez Papieża Franciszka. Być może kolejne ŚDM to już będzie dla nich, zgodnie z modelem św. Jana Pawła II, finał pewnego etapu, zwieńczenie codziennej pracy i okazja by wspólnie poświętować a przy okazji ocenić jak udała się organizacja kolejnego spotkania.

KZ: Jak przebiegała peregrynacja symboli ŚDM? Czy to był ważny moment dla diecezji bydgoskiej?

DB: Pierwotnie mieliśmy być jedną z pierwszych diecezji w kraju na trasie peregrynacji. Oprotestowaliśmy ten termin natychmiast, ponieważ przypadał bardzo niefortunnie dla nas na lipiec – czas szkolnych wakacji i diecezjalnej pieszej pielgrzymki. Na szczęście Papieska Rada przychyliła się do naszej prośby i ostatecznie gościliśmy symbole w styczniu bieżącego roku. Wtedy wiele osób pierwszy raz usłyszało o ŚDM. Peregrynacja przyniosła dobre owoce, zarówno te widoczne, jak większe zaangażowanie liderów parafialnych, jak i te, które pozostaną tajemnicą pomiędzy modlącymi się a Panem Bogiem.

Dwa tygodnie jeżdżenia z krzyżem to dla mnie samego były wielkie rekolekcje, które mocno przeżywałem. Byłem świadkiem wielu wzruszających momentów, zwłaszcza w centrum onkologii, hospicjum, szpitalu czy przedszkolu. W więzieniu niezwykły był widok klęczących pod krzyżem facetów, których uważamy za wielkich twardzieli albo za osoby niegodne takiego spotkania. Po reakcjach, po łzach widać było, że coś się w nich dokonało, że poczuli skruchę. To rodzi pytania – jak my, którzy uważamy się za sprawiedliwych, podchodzimy do tych symboli. Czy nie traktujemy ich z lekceważeniem, myśląc: „to tylko kawałek drewna, jakaś ikona”… Teraz osoby, które wybierają się do Krakowa będą miały możliwość ponownego spotkania z symbolami. Zawsze wraca w pamięci pierwszy moment zetknięcia z nimi. To dobra okazja, by zadać sobie pytania o to, co przez te pół roku się zmieniło. Jaką drogę przeszedłem? Czy nie cofnąłem się w rozwoju duchowym?

KZ: Byli już księża na wielu ŚDM. Każde z tych doświadczeń na pewno było wyjątkowe. Jednak gdybyście mogli przeżyć ponownie tylko jedne z nich – albo wybrany moment – to co by to było?

WR: Zabrzmi to pewnie jak banał, ale prawdą jest, że każdy wyjazd na ŚDM to zupełnie inne wspomnienia, które trudno porównywać. Na pewno szczególnie zapamiętuje się ten pierwszy raz. Dla mnie to był Rzym w 2000 roku – spotkanie ze św. Janem Pawłem II na Tor Vergata. Zupełnie inaczej było w Kolonii w 2005 roku, na tzw. „ŚDM dwóch papieży”. Jednak osobiście najbardziej przeżyłem duchowo modlitwę o wylanie Ducha Świętego poprowadzoną przez papieża Benedykta XVI w Sydney. Niezwykła sytuacja: papież, Głowa Kościoła i Namiestnik Chrystusowy prosi Jezusa o wylanie Swojego Ducha na zgromadzoną młodzież i cały świat. Prosi o kolejne zstąpienie Ducha Świętego. Myślę, że kolejne lata tylko potwierdzają, że Pan Bóg wysłuchał tej modlitwy i Kościół Boży nieustannie odnawiany mocą Ducha Świętego prowadzi ludzi, także i mnie osobiście, po drogach życia.

DB: Ja najbardziej zapamiętałem moje pierwsze ŚDM. Było to spotkanie w Częstochowie w 1991. Miałem 15 lat. Do dziś pamiętam miejsce na Wałach, skąd pierwszy raz zobaczyłem papieża. Pierwsze doświadczenie tak wielkiej rzeszy wierzących było spotęgowane faktem, że stałem jako jedyny Polak w grupie Sycylijczyków. Ten ich włoski entuzjazm do dziś mam żywo w pamięci. Wtedy ŚDM wyglądały nieco inaczej. Nie było jeszcze dni w diecezjach. Spaliśmy w namiotach, 12 km od Częstochowy. Chodziliśmy w obie strony pieszo, bo po zakończeniu nocnych nabożeństw często komunikacja już nie jeździła.

To spotkanie w Częstochowie zaważyło na mojej drodze życiowej. Jeszcze wtedy nie myślałem, że będę księdzem. Wręcz mówiłem wszystkim, że na pewno nim nie będę! Jednak po powrocie do domu postanowiłem dołączyć do młodzieżowej grupy w parafii i tak powoli zaczęła się pogłębiać moja przygoda z Panem Bogiem… Kiedy uczestniczyłem już jako duszpasterz w ŚDM w Madrycie i Rio, też zawsze był jakiś element duchowej przemiany. Kiedy prowadzi się innych do Chrystusa to Pan Bóg to wynagradza i zawsze troszkę „skapnie” i dla przewodnika.

Karolina Zawiślak

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor