Maksymilian nie umarł, ale oddał życie
Zdjęcie z 1939 roku/Wikipedia
Zbliża się kolejna rocznica męczeńskiej śmierci jednej z najbardziej fascynujących postaci XX wieku. 14 sierpnia 1941 roku w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu uśmiercony został zastrzykiem z fenolu ksiądz katolicki i franciszkanin, Maksymilian Maria Kolbe. Historia jego męczeństwa jest doskonale wszystkim znana. Oddał życie dobrowolnie, zgłaszając się na śmierć głodową w zamian za ocalenie ojca rodziny Franciszka Gajowniczka.
Inne z kategorii
Święci Młodziankowie, męczennicy - patron dnia (28 grudnia)
Św. Jan, Apostoł i Ewangelista - patron dnia (27 grudnia)
„Gotowość ta została przyjęta i O. Maksymilian po upływie przeszło dwóch tygodni mąk głodowych został ostatecznie pozbawiony życia” - mówił w homilii kanonizacyjnej papież Jan Paweł II. I dalej: „Maksymilian nie »umarł«, ale »oddał życie«... za brata. Była w tej straszliwej po ludzku śmierci cała ostateczna wielkość ludzkiego czynu i ludzkiego wyboru; sam się dał na śmierć z miłości. I było w tej jego ludzkiej śmierci przejrzyste świadectwo dane Chrystusowi: świadectwo dane w Chrystusie godności człowieka, świętości jego życia i zbawczej mocy śmierci, w której objawia się potęga miłości”.
Kiedy Niemiec zdumiony niecodzienną i jakże odważną w swej prostocie deklaracją „ja pójdę za niego”, zapytał zdumiony „kim jesteś?”, Maksymilian Maria przedstawił się znamiennymi dwoma słowami: „księdzem katolickim”.
Niezywkłe życie, męczeńska śmierć
Właśnie święty papież Jan Paweł II doskonale wiedział, że w życiu tego kanonizowanego „księdza katolickiego”, spełniało się coś, co według tekstu Jana Cygana śpiewała kiedyś Edyta Geppert w niezapomnianej piosence: „Jakie życie, taka śmierć”. Bo życie św. Maksymiliana było tak niezwykłe, tak samo przepełnione wiarą i łaską Bożą, która to łaska dawała mu siły i wręcz nadludzką energię, a nawet potęgę. Zbudował imperium medialne, które na tamte czasy dorównywało największym koncernom prasowym Europy i świata. Tego nie mogli mu darować wrogowie. Nie mogli się z tym pogodzić nawet po jego śmierci, do tego stopnia, że Jan Paweł II, gdy postanowił przeprowadzać proces kanonizacyjny, stanął przed trudnościami, wydawałoby się nie do pokonania. Zdecydowała tu jednak determinacja i odwaga polskiego papieża, który postanowił, wobec piętrzących się trudności i oszczerczych oskarżeń, że ogłosi Maksymiliana Marię świętym jako męczennika, a nie jako wyznawcę, do czego nie trzeba było dowodzenia jego cnót.
Cofnijmy się jednak do początków. Młody Rajmund Kolbe, pochodzący ze skromnej, katolickiej rodziny, wstąpił do franciszkanów w 1910 roku. Zauważono tam jego niezwykłe zdolności i wysłano dwa lata później na studia do Rzymu. Po siedmiu latach wrócił do kraju z dwoma doktoratami – filozoficznym i teologicznym. Ale te rzymskie studia wywarły na jego osobowości niezatarte piętno.
W roku 1917 miał okazję obserwować w wiecznym mieście potężne demonstracje antykatolickie, organizowane z inspiracji masońskiej. Masoneria obchodziła właśnie dwusetlecie swego istnienia. Związek ten założony został wszak w 1717 roku. W październiku tego roku ulicami Rzymu przeszła demonstracja, która jawnie szła pod znakami szatana. Rozwinięto czarny sztandar, na którym przedstawiono postać św. Michała Archanioła, przewróconą na ziemię przez szatana. Napis na jednym z transparentów głosił: „Szatan musi zapanować w Watykanie, a papież będzie jego sługą”.
Maksymilian, bo takie imię zakonne przybrał u franciszkanów, był wstrząśnięty. Jego reakcję, jakże charakterystyczną, opisał wspaniale francuski pisarz André Frossard: „Tak jak święty Franciszek z Asyżu wyruszył nawrócić sułtana tureckiego, on prosi przełożonego o zgodę na nawrócenie wielkiego mistrza masonów, którzy hałasują wokół Watykanu, powiewając ognistymi sztandarami, na których smok zwycięża Świętego Michała Archanioła, co ma wróżyć papieżom już pozbawionym władzy doczesnej, bliską utratę władzy duchowej”.
Uświęcenie dusz
W tym duchu, wraz z sześcioma innymi klerykami Międzynarodowego Kolegium Franciszkańskiego „Seraphicum” założył związek „Militia Immaculatae” (znany u nas jako Rycerstwo Niepokalanej lub Milicja Niepokalanej; zwróćmy uwagę, że skompromitowany przez komunizm wyraz milicja źródłowo oznaczał właśnie rycerstwo).
Maksymilian pisał o celu swej organizacji: „Naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów, masonów i heretyków itp.”
Sprawa nawrócenia Żydów, która bardzo leżała św. Maksymilianowi na sercu, przysporzyła mu wielu wrogów. Za życia i po śmierci oskarżany był o antysemityzm. Oskarżenie to opiera się w ogromnej mierze na nieporozumieniu. Kiedy występował on przeciwko Żydom, widząc w nich obok masonów głównych wrogów chrześcijaństwa, nie miał na myśli etnicznego, czy politycznego rozumienia tego słowa, ale definicję teologiczną. Żydem dla św. Maksymilian był ten, kto odrzucał twierdzenie, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem świata, a więc ten, który wraz z Annaszem, Kajfaszem i starszyzną skazywał Jezusa na śmierć. Żydem był więc Szaweł z Tarsu, ale nawrócony Paweł już nim nie był!
Niezrozumienie tego stanowiska, zresztą dość powszechnego w ówczesnym Kościele, pozwalało kierować przeciw św. Maksymilianowi absurdalne oskarżenia. Tymczasem, to paradoksalnie jego wrogowie stosowali właśnie w tej sprawie w większej mierze kryterium etniczne, czy wręcz rasistowskie. Nie mniej jednak, to właśnie to oskarżenie było kością niezgody przy kanonizacji męczennika Oświęcimia, który zresztą, zanim został uwięziony, pomagał bardzo wielu Żydom, na co istnieją liczne dowody przechowywane do dziś w Niepokalanowie.
Rycerz Niepokalnej
Początki jego imperium medialnego sięgają roku 1922. Wtedy zaczyna drukować „Rycerza Niepokalanej”. Drukarnia w Krakowie nie była w stanie sprostać zamówieniom, które rychło przekroczyły kilka tysięcy egzemplarzy. Druk przeniesiono do Grodna. Tam również nie wystarczyło mocy przerobowych, gdy „Rycerz” osiągnął kilkadziesiąt tysięcy nakładu. Maksymilian otrzymał od księcia Druckiego – Lubeckiego ziemię pod Warszawą, ubłagał u władz zakonnych zgodę i z garstką szaleńców, bez pieniędzy, zaczął budowę nowej drukarni. Był rok 1927.
Dziesięć lat później imperium wydawało „Rycerza Niepokalanej” w nakładzie miliona egzemplarzy, a codzienną gazetę – Mały Dziennik – w setkach tysięcy. Sam Maksymilian w tym czasie wyjechał do Japonii, nie znając języka, z sukcesem uruchomił japońskie wydanie „Rycerza”. Gdy wrócił w Niepokalanowie mieszkało już blisko 700 zakonników…
Chciał też zakładać katolickie radio. W 1938 roku odbyły się próbne emisje. Plany przerwała wojna. Ciąg dalszy tej historii jest wszystkim znany. Warto wracać do Niepokalanowa. Tam można zrozumieć, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli ktoś posiada wielką wiarę. „Zaprawdę bowiem powiadam wam, gdybyście mieli wiarę wielkości ziarnka gorczycy, rzeklibyście tej górze: Przejdź stąd tam, a przejdzie, i nic nie będzie dla was niemożliwe”. (Mt 17, 20)
Maksymilian Powęski