Liberalni autokraci przeciwko religii w polskiej szkole
fot. Wikipedia
Przed samym końcem wakacji szkolnych, 29 sierpnia br. Trybunał Konstytucyjny w Polsce zawiesił rozporządzenie ministerstwa edukacji, wedle którego od 1 września miała być w szkołach zmniejszona liczba godzin lekcji religii.
Inne z kategorii
10 października, polskie święto dziękczynienia
Ludzi zdobywa się otwartym sercem, a nie zaciśniętą pięścią
Miało być także dopuszczone organizowanie takich lekcji dla grup powstałych z uczniów różnych roczników. Zmiany te formalnie uniemożliwiałyby realizację programu nauczania. Sprawę do Trybunału wniosła Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego na prośbę biskupów.
“Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego skutecznie uargumentował, że przepisy zaskarżonego rozporządzenia mogą ingerować w istotne i społecznie doniosłe wartości konstytucyjne oraz prawa podmiotowe dzieci oraz ich rodziców w zakresie wychowania i nauczania moralnego” - można było przeczytać w uzasadnieniu decyzji Trybunału.
Trybunał Konstytucyjny uzasadnił swoją decyzję także tym, że rozporządzenie spowodowałoby nieodwracalne skutki w organizacji systemu edukacji do czego nie można dopuścić wobec mocnych przesłanek o jego niekonstytucyjności.
Decyzja będzie obowiązywać do momentu, gdy Trybunał wyda ostateczny wyrok. Ponieważ ministerstwo ministerstwo edukacji zapowiedziało, że zamierza zignorować wolę Trybunału i pozwoli na realizację rozporządzenia, konkretne decyzje spadną na dyrektorów szkół. Postępowanie ministerstwa wynika z tego, że rządząca centrolewicowa koalicja nie nie uznaje wyboru części konserwatywnych sędziów.
Ministerstwo od początku starało się przekonywać opinię publiczną, że walczy z nadmiernymi, zdaniem urzędników, wpływami Kościoła. W rzeczywistości podjęto próbę laicyzacji szkoły z pominięciem obowiązującego w Polsce prawa. Także opinia opinia publiczna nie poparła powszechnie postępowania ministerstwa edukacji. W Warszawie doszło do manifestacji nauczycieli religii protestujących przeciwko zamachowi na ich miejsca pracy.
Ministerstwo edukacji przygotowując rozporządzenie zignorowało także te zapisy z “Ustawy o systemie oświaty”, które wynikają z Konkordatu pomiędzy Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą. Konkordat jednoznacznie mówi o przyjaznych relacjach państwa i Kościoła.
“Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są — każde w swej dziedzinie — niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego” – czytamy w Konkordacie.
Ustawa zaś określa, że warunki i sposób organizacji nauki religii w publicznych szkołach i przedszkolach ustala się w porozumieniu z kościołami i związkami wyznaniowymi. Oznacza to konieczność uzyskania wyraźnej aprobaty Kościoła dla zmian. Takiej aprobaty ministerstwo nie uzyskało.
“Porozumienia nie było. Konsultacja, to co innego niż porozumienie. Człowiek, który rozumie podstawowe słowa w języku polskim, powinien wiedzieć, czym różnią się te dwa pojęcia” - powiedział w opublikowanym 11 sierpnia br wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej ks. prof. Piotr Tomasik z Katedry Katechetyki Fundamentalnej i Materialnej UKSW. Ministerstwo edukacji nie mogło być zatem zdziwione, że Kościół nie pozostał bierny wobec jego działań.
Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że działania rządu Donalda Tuska wpisują się w ogłoszoną niedawno przez premiera jako punkt odniesienia ideologię “demokracji walczącej”. Koncepcja ta znana od lat 30. XX. wieku zakłada, że w imię “obrony ustroju liberalno-demokratycznego” można dyskryminować tych, których liberałowie uznają za wrogów własnej ideologii. O ile można było zrozumieć, że tego rodzaju myślenie pojawiło się wobec zagrożenia nazistowskiego w przedwojennych Niemczech, dziś “demokracja walcząca”, to nic innego uzasadnienie dla kolejnych kroków wykonywanych w stronę liberalnej autokracji.
Tomasz Rowiński
(polska wersja artykułu opublikowanego we francuskim tygodniku L'Homme Noveau)