Państwo chrześcijańskie czy pogańskie?
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
Refleksje nad kazaniami ks. abp Józefa Teodorowicza
Lubię od czasu do czasu sięgać do biblioteczki i wybierać książki na chybił trafił. Dzisiaj wybór padł na autora niezwykłej siły intelektualnej i żywej wiary, postać dobrze przyprawioną i nietuzinkową – księdza arcybiskupa Józefa Teofila Teodorowicza. Jego książka, a właściwie zbiór kazań pt. „Na przełomie” (Przemówienia i kazania narodowe) wydana w 1923 roku należy do kategorii tych, które emanują niespotykaną siłą i zaangażowaniem, bo też i postać arcybiskupa Teodorowicza należy do tych, które odcisnęły swoje pozytywne piętno na historii Polski i Kościoła katolickiego.
Był człowiekiem przełomów wieków XIX i XX. Urodził się w lipcu 1864 roku w Żydaczowie na Pokuciu. Oprócz sprawowanej godności kapłańskiej i biskupiej obrządku ormiańskiego, był także politykiem, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się rzeczą wprost niewyobrażalną. W latach 1902-1918 zasiadał w Sejmie Krajowym we Lwowie i w Izbie Panów w Wiedniu. Zasiadał również w polskim parlamencie w burzliwych latach 1919-1922, pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego Związku Ludowo-Narodowego, a więc formacji endeckiej. W latach był 1922-1923 posłem z ramienia Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego.
Był postacią, która fascynowała. Jego kazania i mowy należą do polskich perełek językowych, nasączonych emocją i zaangażowaniem, trzymanych jednak w ryzach logiki i głęboko chrześcijańskiego oglądu świata. Potrafił odkrywać i przywoływać dawno zatarte karty polskiej historii, wyczarowując postaci dawno zapomniane, czy niedoceniane. Stawiał ważne pytania i razem z adresatem kazań szukał dla nich odpowiedzi. Drążył polską duszę, smagając ją ogniem krytyki, a kiedy było trzeba – krzyku. Wciąż diagnozował, nie ustawał w ukazywaniu narodowych wad i małości. Zachęcał do wewnętrznej walki ze słabościami i umysłowym lenistwem.
Zbudźmy się więc z letargu uśpienia – wołał w kazaniu „Nie takiej Polski myśmy się spodziewali w roku 1922 – i pocznijmy ze siebie wielkie odrodzenia dzieło. (…) Wtedy poznamy, że kąkol na polskiej ziemi tak bujnie porasta, nie dlatego iż siewcy złego są silni, ale dlatego, iż myśmy sprawę świętą przespali. Wtedy się opatrzymy, że zło tak dworne, tak hałaśliwe, tak narzucające się, jest, dzięki żywotnym sokom społeczeństwa, samo w sobie słabe. Cała jego siła tkwi tylko w naszej niekarności, w naszem rozprzężeniu, naszem sobkostwie, w naszem też zepsuciu. Zło słabe jest, bo ideałów narodu nie ma ono ze sobą, ale przeciw sobie. (…)
Wiązał Polaków z Bogiem na każdym poziomie ich aktywności. To był dla niego punkt odniesienia. Od Boga zaczynał i na Nim kończył. Wpisywał się swoimi kazaniami, myślami i działaniami w nurt narodowy, który miał w arcybiskupie Teodorowiczu swojego orędownika i przyjaciela. W kazaniu „O miłości ojczyzny” tak scharakteryzował myśl narodową:
Myśl narodowa jest tem dla duszy ojczystej, czem są warownie i twierdze dla jej ciała. One to bronią wstępu do wnętrza świętości narodowych myślom obcym, złym i szkodliwym, bronią ich przed najazdem ducha obcego. Skoro zaś zapukają do drzwi narodu jakie nowe myśli z zewnątrz, to przyjmuje się je nie na ślepo, ale wprzód się je odważy na szalach narodowej mądrości i odłącza wtedy pszenicę od plewy. Czyż to świadomość narodowej mądrości nie broniła nas przed anarchią rosyjskiej literatury, albo przed racjonalizmem niemieckiej? Myśl narodowa jest i drogowskazem dla przyszłości, nieraz drogo okupionym przez smutne doświadczenia.Ojczyzna jest czemś jednem; dlatego w jednem zamykasz ją słowie. Jej dzieje, jej język, jej sztuka i kultura zbiegają się w jeden zbiornik, jak potoki rzek w morze. Tym zbiornikiem jest dusza narodowa; ona żyła w historii, ona przemawia przez język narodowy, ona się odziewa w szatę śliczną poezji i sztuki, ale sama jest niepodzielną – jest jednością.
Czasy dzisiaj są zupełnie inne od tych, w jakich przyszło żyć arcybiskupowi Teodorowiczowi i wielce ciekaw jestem, jak brzmiałyby dzisiaj jego kazania? Co mówiłby nam, Polakom, żyjącym w Unii Europejskiej, poddawanym wszechobecnej presji mediów elektronicznych i politycznej poprawności. Z pewnością grzmiałby na nasze wady narodowe i lekkomyślność i z pewnością byłby odsądzany od czci i wiary przez postępowe salony i redakcje. Z pewnością nie zabrakłoby mu odwagi i determinacji. Może i byłby wołającym na puszczy, ale z pewnością siałby swoimi kazaniami, tyle że na ziemię mniej urodzajną i bardziej kamienistą.
I nic dziwnego, bo pojęcia nam się dzisiaj powykoślawiały, straciły na znaczeniu, bądź nabrały innego sensu. Zapatrzeni w nowoczesność i nowe prądy, wystawiamy za drzwi to, co tradycyjne i narodowe, jako będące na bakier z filozofią bycia trendy. A tymczasem wciąż, czy się to postępowcom podoba czy nie, konstrukcją ładu społecznego są narody, bardziej lub mniej świadome siebie i swojej siły, ale jednak narody. One trwają i trwać będą, choć w sposób bardziej zniuansowany w szykującym się globalnym rozdaniu. Zmieniać się będą relacje na linii naród – państwo, bo wymagać tego będą okoliczności i zmieniająca się mentalność ludzi. Ale naród nie zniknie i tylko od instytucji państwa zależy, jak te relacje będą się układać. Na te relacje zwracał uwagę także arcybiskup Teodorowicz w kazaniu „Państwo chrześcijańskie czy pogańskie?”, którego tytuł jak ulał pasuje do dzisiejszych czasów:
Zdaje się, jakoby dzisiaj wielu chciało ukryć w cień samą nawet nazwę „naród”, lękając się o to, by nie przyćmiewała ona przypadkiem państwa. Czymże jest jednak państwo bez narodu? Czymże jest innem, jak nie jakąś wielką, pustą salą, zamkniętą przed publicznością, w której ścianach rozlega się echo zaledwie kilu ludzi, sprzęgniętych węzłami wzajemnej adoracji i wzajemnych interesów? Nie można państwa oddzielać od narodu. Nie wolno na rzecz państwa konfiskować pojęcia narodu. Naród, wsparty o prawo Boże z sumienia swego tworzy państwo chrześcijańskie, jak pszczoła, która dla miodu swego urabia sobie ul. Naród może żyć bez państwa, tak jak wykazała Polska przez czas stuletniej przeszło niewoli, ale nie może istnieć państwo bez narodu.
Nic dodać, nic ująć.
Maciej Eckardt