Felieton 20 Sep 2018 | Redaktor
Kler, drogówka i całkiem nowy film, który właśnie powstał. Przypadek?

Możemy dawać się prowadzić ludziom, którzy z góry zakładają, że jesteśmy idiotami. Ale możemy całkiem inaczej. Możemy wstać od wszystkich ekranów tego świata, z portalem Katolickiej Bydgoszczy włącznie i wyruszyć na spotkanie z prawdziwym człowiekiem.[...] No chyba, że bardzo chcemy dać się omamić złudnym poczuciem władztwa nad wydawaniem werdyktów na temat jakiś ogólności, odczłowieczonych tworów ludzkich społeczności, tych czy innych. Pamiętajmy jednak, że wtedy naszą togą sędziowską będzie bilet do kina, tronem zaś kinowy fotel, a my sami właśnie zostaliśmy złapani w pułapkę własnej pychy. Orwell wiedział co pisał, pewnie po prostu wychodził na spotkania z prawdziwymi ludźmi.

Artykuł ma dwie części: 1. Miła i słodka (nudna i bez sensacji) 2. Niemiła i niesłodka (uderzeniowa od strony przyczyn zjawiska)

Zapraszam do refleksji. Najlepiej głębszej niż nam się wydaje...

Część pierwsza - Ta miła i słodka...

Takie są prawdziwe wydarzenia, które pamiętam dokładnie. Są dobre, piękne i... prawdziwe. I przynoszą zwykłą prostą radość, jeśli oczywiście jeszcze potrafimy się cieszyć takimi zwyczajnymi sytuacjami. A czy są to sytuacje naiwne? Zupełnie mnie nie obchodzi, co kto o tym myśli, one są po prostu prawdziwe i już.

Zacznijmy od Drogowców

Pewnego dnia zaparkowaliśmy w złym miejscu. To znaczy miejsce było dobre, ale ktoś chciał na nim mocno zarobić w sezonie i pewnie się z kimś innym dogadał z urzędu i... parkowanie dotychczas dobre w owym miejscu, nagle stało się... niedobre.

Bilecik wzywający na komisariat został odnaleziony przez nas za wycieraczką, dojechaliśmy gdzie trzeba, a pan policjant popatrzył na nas i zakończywszy pouczenie ukarał naszego kierowcę jak następuje: "Mandat - Panie kierowco!... czyli: Kupić kwiaty dla małżonki jeszcze tego dnia i czekoladki dla teściowej!"

Jadąc przez miasto zapomniałam 'o... światłach'. Nagły koguci sygnał wezwał mnie do zatrzymania. Dokumenty... pouczenie o światłach i... pytanie: "Pani Kasiu, dokąd pani jedzie?" - a ja właśnie jechałam do pewnego sklepu w okolicy. Po pouczeniu i bezmandatowo usłyszałam pytanie, czy wiem gdzie jest ten sklep. Odparłam, że właśnie go poszukuję. Wtedy padło serdeczne: "Proszę jechać za nami, poprowadzimy panią do tego sklepu."

Pewnego dnia głupio zaparkowałam. Myślałam, że skoro wszyscy tak stoją to ja też mogę. (Tak. wiem. Kobieta za kółkiem...) Po powrocie znalazłam blokadę... Zadzwoniłam. Za chwilę przyjechali... i poważny pan z drogówki posprawdzał wszystko. Widząc, że już naprawdę jestem zdenerwowana i się spieszę, zapytał, ale już mniej poważnie i bardzo uprzejmie: "Pani Kasiu, a jak pani tak przyjechała, i tak pani ładnie zaparkowała za tymi wszystkimi samochodami, nie zauważyła pani, że każde z tych wielu aut, miało już założoną blokadę?"...

Tym mnie zaskoczył, ale byłam szczera i z wielkimi od zdziwienia oczami odparłam: "No... Nie zauważyłam". I tym razem skończyło się na pouczeniu i szczerym uśmiechu do mnie i pewnie trochę ze mnie, mogliśmy po prostu razem się pośmiać z tego, co wykombinowałam. Bez perfidii, bez doszukiwania się złej woli jedni w drugich.

Gdy wracałam autem z gór, po kilku godzinach jazdy trochę za szybko jechałam. Panie z drogówki zatrzymały mnie, tym razem coś tam trzeba było zapłacić i punkcik oddać. Ale przy tym elegancka pani policjantka powiedziała: "Pani Kasiu, nie słucha pani radia? Koniec wakacji jest! My dziś stoimy dosłownie wszędzie! Proszę już do Bydgoszczy jechać tak jak trzeba i wszystkiego dobrego!"

Oto fragment moich doświadczeń z tzw. 'drogówką', z którą każdy z nas miał, miewa i nie raz będzie miał styczność. Czy obraz mój jest jedyny? Nie sądzę. Czy naiwny? Nie sądzę. Po prostu spotyka się człowiek z człowiekiem i o coś w tym wszystkim chodzi. Innych doświadczeń z tzw. drogówką po prostu nie było mi dane przeżyć. Tylko miłe.

Innych sytuacji nie znamy? Znamy. No i?...

Spotkania miłe są realne i jest ich bardzo, bardzo dużo! A tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak 'drogówka', 'kler', 'politycy', 'reżyserzy', 'dziennikarze' etc. Zawsze jest spotkanie żywego człowieka z żywym człowiekiem. Serca z sercem. I już!

Jest sporo o tym w tradycji filozoficznej, wystarczy poszukać temat tzw. 'universale', no ale nie każdy reżyser musi znać temat, jednak gdy posługuje się w swej twórczości metodą odczłowieczania człowieka na rzecz potępiania każdego w universalach danych grup zawodowych, to mógłby się z tym zapoznać!

A teraz kler

Na studiach niektórzy kapłani nam pomagali finansowo, choć sami mieli naprawdę niewiele. Dawali komputery, albo kupowali nam książki. To byli nasi starsi koledzy, którzy mieszkali bardzo skromnie i pisali już doktoraty. Sobie zostawiali grosze. Profesorowie - kapłani, z tego co mówiono, żyli też skromnie po prostu w pokoikach obłożonych regałami z książkami i tyle. O tych wielkich tak właśnie słyszeliśmy.

Podczas studiów mieliśmy zawsze wiele spraw związanych z naszym życiem osobistym, w końcu młodzi, poszukujący, zbuntowani... Kapłani zawsze mieli dla nas czas i tyle ile my potrzebowaliśmy. Niekiedy wiele godzin słuchania nas... wiele! Prawdziwi ojcowie duchowi... Niektórzy zdrowie tracili na naszych wybrykach i opinię nie raz szargali, ale się tym nie przejmowali. Kto kiedykolwiek bywał na przykład na pielgrzymce tzw. hipisowskiej z ks. Szpakiem, ten dokładnie wie o czym mówię.

Gdy bywały szczególne potrzeby, przyjeżdżali do nas osobiście. Tak jest do dziś. Nigdy też nie słyszałam żadnego pytania o pieniądze przy żadnej okazji, ślub, chrzciny etc... Jeśli sami chcieliśmy, dawaliśmy. Albo nic nie dawaliśmy i nikt nie zapytał o nic, nic nie sugerował. Za to na wiele wyjazdów rekolekcyjnych od zawsze jedzie się, czy kogoś na to stać, czy nie. Kto nie ma pieniędzy na takie wyjazdy, ale ma pragnienie być, to po prostu jest i nie musi płacić. Takich znanych mi przykładów jest całe mnóstwo.

Z dzieciństwa pamiętam też, że podczas kolędy nasz proboszcz zawsze odmawiał przyjęcia tzw. koperty od mojej mamy. Mama wciskała, ksiądz odmawiał i koperty nigdy nie wziął i zawsze tak było.

Wiem o trudach finansowych rodzin, które od konkretnych kapłanów otrzymywały gotówkę i nigdy ci kapłani nie chcieliby, aby ktokolwiek to rozgłaszał. Wcale nie chodzi nawet o Caritas - Polska, ale o zwykłych kapłanów, którzy pomagają. To wszystko są realne spotkania człowieka z człowiekiem.

Do tego kapłani - egzorcyści... Ich posługi nie przeceni się nigdy, a zdamy sobie z tego sprawę coraz bardziej i bardziej. Wkrótce na naszym portalu pojawi się zaproszenie na pokaz pewnego filmu. Pokaz niebawem odbędzie się w Bydgoszczy. O wszystkim poinformujemy, ale już dziś zapowiadamy, że film ten jest po prostu prawdziwy, a ta prawda nami wstrząśnie.

Innych sytuacji nie znamy? Znamy. No i co?

Chodzi o samodzielne myślenie!

Część druga - Ta niemiła i niesłodka.

Nie jest przypadkiem, że na ekrany wchodzi właśnie realistyczny film dokumentalny produkcji Kondrat-media (producent m in. filmu "Dwie Korony"), pt.: "Uwolnij mnie". Film wchodzi na ekrany dosłownie za kilka dni (o pokazie w Bydgoszczy wkrótce poinformujemy), w czasie gdy hucznie zapowiadany jest film pana Smarzowskiego pt.: "Kler."

Zobaczmy to! Przecież producenci tych filmów nie mogli jakoś szczególnie wiedzieć o swoich czasowo równorzędnych planach, bo te rodzą się w intencjach.

Nie ma przypadków, a każdy obejrzy oczywiście co chce. Kwestia jak zwykle jest tylko jedna, czy widz jeszcze jest w stanie samodzielnie szukać prawdy?

Polak znowu nieświadomy?

Wszyscy widzimy swoje wzajemne słabości, ale to nam nie daje prawa do sędziowania. Pan Smarzowski jednak jednym zdaniem wrzucił Polaków do worka z napisem "naiwniacy". Wynika to z wypowiedzi samego reżysera, a on powiedział, że rozmawiał... "z kilkoma kapłanami" i oni z kolei mu powiedzieli tak:

"Powiedzieli, - mówi reżyser - że on [film] jest bardzo prawdziwy. [...], że Polacy będą mieli kłopot, żeby uwierzyć w ten świat dlatego, że znają Kościół tylko z jednej strony. A [ja] pokazuję dużo takich sytuacji, które są jakby za ołtarzem."

I tak jeden mówi, że drugi mówi, że ten trzeci powiedział... i powstaje obiegowa teoria na temat.

Tylko, że wypowiedź pana reżysera obraża Polaków, bo usiłuje się robić z nas naiwnych idiotów, których on, jako samozwańczy misjonarz teraz oświeci w imię 'idei dialogu', 'dyskusji' i pewnie rzekomego 'wyzwalania' nas od czegoś tam. Tak to niestety wygląda z jego strony, co wynika wprost z jego własnych wypowiedzi w spocie reklamowym filmu 'Kler'. Z resztą chrześcijanie zawsze byli ukazywani w oczach różnych cywilizacji jako naiwniacy, metoda socjotechniczna stara jak samo chrześcijaństwo...

Tylko, że prawda nie jest wiedzą tajemną!

Reżyserzy mogą pokazywać zarówno tzw. 'Drogówkę' jak i 'Kler' na sposób prawdziwy lub stronniczy. Takich reżyserów jest pełno i zawsze będą. Mogą obierać sobie ludzi jakiegoś powołania/zawodu (lekarzy, bankowców, aktorów, reżyserów (dlaczego nie?), pisarzy, dziennikarzy, kościelnych etc...), odczłowieczyć ich na formę mentalnych universali i pokazywać nieudolności, chorobę i wynaturzenia. Mogą do tego tak to pokazywać, aby widzowie przetransferowali sobie wyobrażeniowo jedynie 'słuszną wizję' na jakąś całą grupę ludzi, klasyfikując ich mentalnie i odczłowieczając człowieka w... człowieku.

Tylko co z nami - widzami w tym wszystkim? Co możemy my? Bo mamy wybór:

Możemy dawać się prowadzić ludziom tzw. 'kultury masowej' na ślepo, dawać się urabiać na różne strony. Ale możemy całkiem inaczej.

Możemy wstać od wszystkich ekranów tego świata, z portalem Katolickiej Bydgoszczy włącznie i wyruszyć do spotkania człowieka z człowiekiem.

No chyba, że bardzo chcemy dać się omamić złudnym poczuciem władztwa nad wydawaniem werdyktów na temat jakiś ogólności, odczłowieczonych tworów ludzkich społeczności, tych czy innych. Pamiętajmy jednak, że wtedy naszą togą sędziowską będzie bilet do kina, tronem zaś kinowy fotel, a my sami właśnie zostaliśmy złapani w pułapkę własnej pychy. To pułapka drodzy Czytelnicy. Okropna pułapka, w której niejeden myśli, że otrzymał władzę. A tymczasem siedzi jedynie w fotelu kinowym i cała jego władza, to kupno biletu na seans.

Tylko czy po różnych tego typu kinowych praniach mózgu damy radę jeszcze wyjść na spotkanie z prawdziwym człowiekiem? Nieważne czy jest on policjantem, czy księdzem? Po prostu człowiekiem...

Katarzyna Chrzan

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor