Felieton 30 Jul 2018 | Redaktor
Dziecięca kołyska - centrum wszechświata

Dokładnie 50 lat temu, 29 lipca 1968 roku, opublikowana została encyklika Humanae vitae, jeden z najbardziej doniosłych, a na pewno najbardziej niezrozumiany dokument papieski XX wieku. Encyklika została przez papieża podpisana kilka dni wcześniej, 25 lipca.

Był to czas niespokojny, czas studenckich buntów we Francji, które stamtąd rozlały się na całą Europę. Studencka rewolta była kwintesencją tego, co znakomity brazylijski myśliciel Plinio Correa de Oliveira, nazwał czwartą rewolucją. Ten wielki teoretyk zauważył, że w dziejach wystąpiły trzy wielkie rewolucje, będące buntem przeciw naturalnemu, tradycyjnemu porządkowi rzeczy.

Pierwszą z nich była rewolucja religijna, którą zapoczątkował Luter. Drugą była rewolucja polityczna, która zmieniła sposób myślenia o władzy. Zaczęła się ona rewolucją francuską a zakończyła z końcem I wojny światowej, kiedy to praktycznie ustrój monarchiczny zniknął z mapy Europy. Wtedy zaczęła się rewolucja trzecia – społeczna, która zrodziła komunizm.

Oliveira przewidział rewolucję czwartą – moralną i obyczajową. To właśnie jej wyrazem była rewolta 1968 roku, z jej sztandarowym hasłem „zabrania się zabraniać”. Nawiasem mówiąc polska wersja tej rewolty, promowana jest od kilkudziesięciu lat hasłem „róbta co chceta”.

Co jednak istotne, cała ta ideologia, sprowadzająca się do odrzucenia jakichkolwiek zakazów w sferze moralnej, nie byłaby możliwa, a przynajmniej nie na taką skalę, gdyby nie pewien wynalazek. Mowa tu oczywiście o pigułce antykoncepcyjnej. Wynaleziona w latach pięćdziesiątych, po mocno kontrowersyjnych etycznie testach, została dopuszczona do sprzedaży w USA w 1960 roku, a w Polsce w roku 1966. Środek ten technicznie pozwolił oddzielić sferę współżycia płciowego od poczęcia potomstwa, choć z naturalnego punktu widzenia sprawy te pozostają w nierozerwalnym związku przyczynowo skutkowym.

Tego właśnie dotyczy encyklika Pawła VI. Wydał on ją, bo w samym Kościele zaczął szerzyć się bunt, sprzyjający moralnej rewolcie. Doszło do tego, że na Soborze Watykańskim II, arcybiskup Brukseli, kard. Léon-Joseph Suenens, grzmiał: „Być może nadużyliśmy słów Pisma Świętego: »Bądźcie płodni i rozmnażajcie się« do tego stopnia, że w cieniu zostawiliśmy pozostałe Boskie słowa: »staną się jednym ciałem«. (...) Śledźmy postęp nauki. Błagam was, bracia, abyście uniknęli nowego »procesu Galileusza«. Tego już wystarczy Kościołowi”.

Zanim dojdziemy do znanej centralnej tezy encykliki, wyrażonej w jej paragrafie czternastym, warto przyjrzeć się założeniom z jakich Paweł VI tę tezę wyprowadza. „Problem przekazywania życia, podobnie jak każdy inny problem dotyczący życia ludzkiego, powinien być tak rozpatrywany, aby - poza aspektami cząstkowymi, należącymi do porządku biologicznego, psychologicznego, demograficznego czy socjologicznego - uwzględnił całego człowieka i całe jego powołanie, obejmujące nie tylko porządek naturalny i doczesny, ale również nadprzyrodzony i wieczny”.

Czytając ten niezwykle ważny dokument, należy zwrócić uwagę na pewne nieporozumienie językowe, które zdarza się niezwykle często i utrudnia zrozumienie tego tekstu. Chodzi o słowo „natura”. W klasycznej filozofii oznacza ono działanie do jakiego jakiś byt jest ze swojej istoty przeznaczony. Na przykład nóż został przez swojego twórcę przeznaczony do krojenia, przecinania. Mówimy więc, że naturalnym przeznaczeniem noża jest krojenie i przecinanie. Nóż jednak jest wytworem ludzkim. Sam człowiek także posiada naturę, której najważniejszym aspektem jest jej rozumność, ale również zdolność do przekazywania życia, do współ-stwarzania, wraz z Bogiem, nowych rozumnych ludzi.

Naturalność w znaczeniu encykliki Humanae vitae pochodzi więc z filozofii klasycznej i nie ma nic wspólnego z jakimś ekologizującym rozumieniem natury jako przyrody. Takie rozumienie „natury”, zwracające się zwłaszcza ku nierozumnej przyrodzie, jest charakterystyczne właśnie dla prądów rewolucyjnych.

W kontekście tak określonej ludzkiej natury, Paweł VI pisze: „ …odpowiedzialne rodzicielstwo, o którym teraz mówimy, w szczególniejszy sposób wiąże się z inną, i to bardzo głęboką ideą należącą do obiektywnego porządku moralnego, ustanowionego przez Boga, którego to porządku prawdziwym tłumaczem jest prawe sumienie. Dlatego do zadań odpowiedzialnego rodzicielstwa należy, aby małżonkowie uznali swe obowiązki wobec Boga, wobec siebie samych, rodziny i społeczeństwa, przy należytym zachowaniu porządku rzeczy i hierarchii wartości. Konsekwentnie, w pełnieniu obowiązku przekazywania życia nie mogą oni postępować dowolnie, tak jak gdyby wolno im było na własną rękę i w sposób niezależny określać poprawne moralnie metody postępowania; przeciwnie, są oni zobowiązani dostosować swoje postępowanie do planu Boga-Stwórcy, wyrażonego z jednej strony w samej naturze małżeństwa oraz w jego aktach, a z drugiej - określonego w stałym nauczaniu Kościoła.”

Dalej w punkcie 12 wykłada papież, jak Kościół rozumiał zawsze i jak rozumieć powinien związek pomiędzy małżeństwem i rodzicielstwem. „Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety. Jeżeli zatem zostaną zachowane te dwa istotne elementy stosunku małżeńskiego, a więc oznaczanie jedności i rodzicielstwa, to wtedy zatrzymuje on w pełni swoje znaczenie wzajemnej i prawdziwej miłości oraz swoje odniesienie do bardzo wzniosłego zadania, do którego człowiek zostaje powołany - a mianowicie do rodzicielstwa. Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka jest zgodna z ludzkim rozumem”.

Ostatnie zdanie tego cytatu, jakże logiczne i konsekwentne, jest zarazem przez współczesną rewolucyjną mentalność zdecydowanie pomijane. Pobrzmiewa tu cytowane już wyżej wystąpienie kard. Suenensa, reprezentującego jakże pogląd, że jeśli coś zostało przez naukę odkryte, to winno być stosowane. Czyż nie jest to bardzo bliskie owemu „zabrania się zabraniać”?

Po takim przygotowaniu słynny pragraf 14 jest już tylko logiczną konsekwencją. Zacytujmy go w całości.

„W oparciu o te podstawowe zasady ludzkiej i chrześcijańskiej nauki o małżeństwie czujemy się w obowiązku raz jeszcze oświadczyć, że należy bezwarunkowo odrzucić - jako moralnie niedopuszczalny sposób ograniczania ilości potomstwa bezpośrednie naruszanie rozpoczętego już procesu życia, a zwłaszcza bezpośrednie przerywanie ciąży, choćby dokonywane ze względów leczniczych.

Podobnie - jak to już Nauczycielski Urząd Kościoła wielokrotnie oświadczył - odrzucić należy bezpośrednie obezpłodnienie czy to stałe, czy czasowe, zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Odrzucić również należy wszelkie działanie, które - bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków - miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego.

Nie można też dla usprawiedliwienia stosunków małżeńskich z rozmysłem pozbawionych płodności odwoływać się do następujących, rzekomo przekonywających racji: że mianowicie z dwojga złego należy wybierać to, które wydaje się mniejsze; albo że takie stosunki płciowe tworzą pewną całość ze stosunkami płodnymi, które je poprzedziły lub po nich nastąpią, tak, że przejmują od nich tę samą wartość moralną.

W rzeczywistości bowiem chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład moralny - a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka - nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin czy społeczeństwa. Błądziłby zatem całkowicie ten, kto by mniemał, że płodne stosunki płciowe całego życia małżeńskiego mogą usprawiedliwić stosunek małżeński z rozmysłu obezpłodniony i dlatego z istoty swej moralnie zły”.

Cały bunt przeciw tej encyklice jest w rzeczywistości buntem przeciw odwiecznemu Bożemu porządkowi. Bo, jak to pięknie sformułował o. Tomasz Pegues w swym wspaniałym Katechizmie: „w świecie ludzi to właśnie wokół dziecięcej kołyski widzimy zgromadzone, jak w punkcie centralnym, całe piękno Bożych rządów na świecie, gdyż wszystko na świecie jest uporządkowane ze względu na dobro tego dziecka. Są to ojciec i matka, którzy są wokół niego, cała natura, która pozwala mu żyć , aniołowie, którzy mu służą i Bóg, który przeznacza dla niego chwałę swojego nieba”.

Maksymilian Powęski

źródło: Tygodnik Bydgoski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor